займ на карту срочно без отказа с 18 лет

Są takie historie, które jak się przydarzą to nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać. Mistrzem relacjonowania na pozór zwykłych historii dnia codziennego, które jednak wydają się niesamowite, według mnie jest Yuri Drabent. Jego forma i język powodują, że posty które publikuje na swoim fb niosą się później po całym polskim internecie.

Do tego takiego poziomu  atrakcyjności postu, jakie puszcza Yuri, pewnie mi daleko, ale może i historie, które mi się przydarzają są po prostu mniej śmiesznie. Dzisiaj chciałbym Wam opowiedzieć krótką historię o tym jak to dwóch kolesi, którzy chcieli założyć spółkę skorzystało z procedur „Przyjaznego Państwa”.

Jak doskonale wszyscy czytelnicy tego bloga wiedzą jakiś czas temu udało nam się zawiązać spółkę z o.o.. Założenie spółki teoretycznie jest banalnie proste bo idzie się do notariusza tam podpisuje się akt zakładający spółkę i już mamy spółkę. W normalnym Państwie to było by wszystko, te dokumenty były by poprzez prawników czyli notariuszy przekazane odpowiednim służbom i ludzie którzy założyli spółkę mogliby się zająć tym co chcą robić czyli biznesem. Niestety w Polsce przedsiębiorca zobowiązany jest do tzw. formalności, kiedyś zmuszony był do zgłasznia się do kilku Urzędów : sądu rejestrowego, urzędu statystycznego i urzędu skarbowego. Teraz nasze Państwo chcąc ułatwić nam przedsiębiorcom pracę stworzyło procedury, które powodują, że wystarczy złożyć  wniosek do Sądu Rejestrowego a ten przekaże tą informacje pozostałym podmiotom, które to nadadzą nam i NIP i REGON.W Lublinie Sąd Rejestrowy ma siedzibę w Świdnik. Czyli mamy

Sąd Rejonowy Lublin-Wschód w Lublinie z siedzibą w Świdniku

(czaicie w Lublinie z siedzibą ŚWIDNIKU tak tym Świdniku, tym LSW, tym gdzie dzieci wiecie w co się bawią, w miasto) no nie ważne kto jest z Lublina rozumie o co chodzi ze Świdnikiem. Już ten fakt powinien wzbudzić podejrzenia, że sytuacja będzie musiała sięgnąć granic absurdu.

Generalnie sam wpis do Sądu nie jest jakiś niezbędny do funkcjonowania spółki ale brak NIP-u, który jest wydawany automatycznie po wpisie do sądu jest jak wrzód na wiecie czym. Niby można brać faktury na spółkę w organizacji, ale później biegania z papierami jest jeszcze więcej, także mimo, że spółkę założyliśmy 21 stycznia po dziś dzień z powodu braku NIP-u mamy problemy z wszelkimi kwestiami inwestycyjnymi i zakupami. Ale po tym przydługim wstępie przejdźmy do meritum, czyli do historii naszej walki z sądem rejestrowym.

Wspólnie z drugim członkiem zarządu, od razu w momencie kiedy to było możliwe, czyli po skompletowaniu wszystkich dokumentów związanych z wkładem inwestycyjnym do spółki, udaliśmy się się do Sądu Rejonowego w Lublinie z siedzibą w Świdniku (sic!) celem założenia spółki a właściwie to jej zgłoszenia, no bo spółka tak właściwie według prawa już istnieje. O tym z jakimi problemami spotkaliśmy się przy składaniu wniosku wspomniałem już w pierwszym wpisie, ale dla przypomnienia po przepisaniu wszystkich danych z jednych papierków na drugie, czyli z umowy spółki na konieczne formularze napotkaliśmy problem w postaci „przerwy w  sądzie”. Panie, które doskonale pamiętają epokę Gierka a może nawet i Gomułki, swoim wyrazem twarzy i nastawieniem skutecznie zniechęcają do odwiedzenia ich ponownie. Znacie takie spojrzenia urzędnika typu „gniocie  ja tu sobie spokojnie siedzę i ….. siedzę a ty wpadasz i przeszkadzasz mi w siedzeniu ”  jak nie znacie z autopsji to jesteście szczęściarze. Ale żeby się doedukować polecam genialny blog rysunkowy Pani Halinka, który dokładnie obrazuje z jakimi Paniami będziecie mieli do czynienia jeżeli zgłosicie się do tego sądu. A więc te Panie Halinki miały zasadniczo dwa zadania 1. wydać nam konieczne formularze bezsensownych wniosków, a następnie 2. po tym jak je wypełnimy, te wnioski od nas przyjąć.

W firmie komercyjnej typu bank to pracownicy banku wypełniają za Ciebie wszystkie formularze a ty tylko sprawdzasz swoje dane składasz podpis i jesteś szczęśliwy, że ktoś Ci pomógł. W urzędzie ta sytuacja pewnie nigdy nie będzie miała miejsca, ale wyobraźcie sobie jak fantastycznie było by gdyby w urzędzie obsługiwano was jak w komercyjnej firmie ehh to by była piękna sytuacja. Ale wracając do naszej historii z racji, że formularze urzędowe są anty-użyteczne a my ze wspólnikiem nie mamy dużego obycia z sprawami administracyjno-prawnymi nie wiedzieliśmy jak wypełnić jedno z pól. Chodziło dokładnie o pole „reprezentacja spółki”.

Niestety, aby dowiedzieć się dokładnie  co mamy tam wpisać musieliśmy poczekać 26 minut ponieważ nasz problem pojawił się o godzinie 12:34 a w godzinach 12:30 -13:00 sąd nie działa bo Panie mają przerwę. Wszyscy zasługują na przerwę i odpoczynek, i nie odmawiam tego nikomu, ale jeżeli 3 Panie Halinki pełnią tę samą funkcję to do cholery jasnej niech wykorzystują przerwę na zmianę, żeby dane stanowisko mogło funkcjonować. Ale nie ważne, odczekaliśmy te pół godziny rozmawiając o totalnym absurdzie nas otaczającym po czym zwróciliśmy się do Pani Halinki jak mamy wypełnić te pole. Otrzymaliśmy informacje, że trzeba to wypełnić tak, jak jest w umowie i na oczach Pani wypełniliśmy to pole następującą treścią :

Do reprezentowania spółki upoważniony jest zarząd zgodnie z umową spółki.

My pisaliśmy a Pani Halinka patrzyła na to po czym przyjęła komplet dokumentów.

Byłem mocno zdziwiony, że Pani policzyła tylko liczbę kartek walnęła pieczątkę z datą i powiedziała „To wszystko dziękuje”. Na moje pytanie o to czy nie może tego jakoś sprawdzić, spojrzała tylko na mnie z pogardą wzięła kawałek kartki przybiła pieczątkę wpisała numer sprawy i powiedziała, żeby dzwonić w poniedziałek.

Zdradzę wam tajemnicę to „zasłona dymna”, te numery to fikcja. Na pieczątce są 3 numery ale niestety pomimo, że pod każdy dzwoniliśmy kilka razy dziennie przez ponad tydzień, ani razu nie udało nam się dodzwonić tzn. chyba raz się udało, w czwartek ale niestety Pani powiedziała, że sprawa jest jeszcze rozpatrywana.

Po ponad 10 dniach od złożenia wniosku siedzieliśmy w firmie dyskutując przy uchylonych drzwiach o kolejnej zajebistej funkcjonalności naszej aplikacji. Byliśmy pochłonięci dyskusją, gdy w pewnym momencie wpadł koleś zostawił awizo i wyszedł. Zanim zorientowaliśmy się, że ten koleś był kurierem in-postu a list, który miał ze sobą zapewne jest od sądu kolesia już nie było w budynku. Długo zastanawiałem się dlaczego koleś zamiast wręczyć nam list zostawił tylko awizo, i doszedłem do pewnej spiskowej teorii. To są tylko moje domysły, ale wydaje mi się, że taki kurier jest rozliczany za ilość punktów, które obsłuży, ponieważ zostawienie awizo jest szybsze niż przekazanie listu, które trzeba dodatkowo pokwitować, zweryfikować pieczątką etc. Kolesiowi łatwiej i szybciej jest rzucić awizo i lecieć dalej. Paranoją jest to, że utrudniając cały proces odbiorcy usługi (w tym wypadku nam) podnosi swoją produktywność. Wspólnik pojechał do wskazanego na awizo punktu in-postu (kiosk ruchu) ale niestety Pani w kiosku odpowiedziała, że przesyłki nie ma i kurier przyniesie ją dopiero wieczorem, także do odebrania będzie dopiero jutro.

Ponieważ nadal nie mieliśmy i NIP-u a chcieliśmy zrobić trochę zakupów do firmy, każdy dzień opóźnienia doprowadzał nas do szału. Rozumiecie, najpierw Pani Halinka, później numer którego nikt nie odbiera a teraz, kurier cwaniak i musimy kolejny dzień czekać. Zagryźliśmy zęby i do wskazanego kiosku ruchu wybraliśmy się następnego dnia.

Podchodzę do okienka i dyskusja wygląda mniej więcej tak:

– Dzień dobry, awizo chciałem odebrać.

– Dzień dobry poproszę (kobieta bierze ode mnie świstek, przegląda jakieś kuwety)

– To pewnie z sądu rejestrowego, czytałem gdzieś w internecie, że teraz in-post obsługuje sądy bo wygrał przetarg ( zagaduje delikatnie, aby umilić Pani przeglądanie kuwet i wzbudzić większą wzajemną sympatię niż w przypadku Pań Halinek)

– Tak, wygrał. A to na firmę jest tak ? ( odpowiada uprzejmie Pani wyciągając kopertę, w której mam nadzieję dostać upragniony nr NIP)

– Tak, na firmę założyliśmy sp. z o.o. i czekamy na dokumenty rejestrowe (odpowiadam podtrzymując rozmowę)

– Aaaaa  …  to ja potrzebuję pieczątki żeby Panu to wydać.

Gdybyście zobaczyli moją miną wtedy, na pewno padlibyście ze śmiechu. Jak DO CH..JA PANA mam mieć pieczątkę bez NIP-u i REGON-u ,które w moim mniemaniu znajdują się w tej kopercie. Niestety Pani  upiera się, że bez pieczątki mi nie wyda dokumentów, bo później będzie miała problemy z tym u In-Postu, i że ona w ogóle nie wie po jaką cholerę to sobie wzięła, że z tym jest więcej problemu niż pożytku i ogólnie widać, że też się wkurza na całą paranoję i durne procedury.

Po krótkich negocjacjach i spisaniu moich danych z dowodu i podpisaniu oświadczenia, że mogę te dokumenty odebrać, dostałem w końcu upragnioną kopertę.

Otwieram, czytam, przebijam się przez kolejne linijki biurokratyczno-administracyjnego bełkotu, i w końcu dociera do mnie, że trzymam w ręce decyzję o odrzuceniu naszych dokumentów.

Chce mi się krzyczeć, ryczeć, generalnie to krzyczę głównie słowa niecenzuralne dlatego nie będę tutaj tego cytował, ogólnie MEGA WKUR….NIE.

Co się okazuje, sąd zdecydował, że odrzuca nasz wniosek z dwóch powodów:

1. niepoprawnie wypełniliśmy kwestie dotyczące reprezentacji spółki, czyli dokładnie te pole które konsultowaliśmy z Panią Halinką

2. w formularzu WK zgłosiliśmy również udziałowców spółki, którzy mają poniżej 10% udziałów co nie podlega wpisowi do KRS-u. Rozumiecie, nie podlega, jak nie podlega to tego nie wpisujcie, ale przecież ja składając dokument mówiący o składzie wspólników nie muszę tego wiedzieć, i wypełniłem dokument poprawnie, podając pełen skład wspólników, niestety dla urzędników zbyt dokładnie i to był powód, żeby cofnąć nam te dokumenty.

Pełni negatywnych emocji pojechaliśmy do sądu, aby całą sprawę wyjaśnić. Ogólnie nasz błąd polegał na tym, że jeden dokument wypełniliśmy zbyt dokładnie natomiast drugi zgodnie z tym co powiedziała nam Pani Halinka w biurze podawczym. W decyzji, którą dostaliśmy apropos punktu 1. szanowny Pan Referendarz, który nasze dokumenty odrzucił wskazał nam dokładny paragraf z naszej umowy spółki, który musimy przepisać do formularza.

Dostając już głupawki, w oparach absurdu, poprosiliśmy akta naszej sprawy po czym przepisaliśmy ponownie coś co jest na jednym dokumencie (umowie spółki) do drugiego dokumentu (formularza urzędowego) tym razem dbając o to, żeby nie wypełnić wszystkich wspólników, oraz przepisać określony paragraf słowo w słowo.

Pani w czytelni chyba rozumiała, jak bardzo jesteśmy niedostosowani do urzędowych realiów bo była tak miła, że podyktowała mi pismo które przecież musiałem złożyć odnoszące się do całej sprawy. Zdradziła mi też tajemnice, okazuje się, że nasz kochany ustawodawca zabronił im czyli urzędnikom udzielania jakichkolwiek porad, ponieważ od udzielania porad prawnych są notariusze i prawnicy, i ona tak naprawdę nie powinna mi pomagać bo łamie w  tym momencie zapisy ustawy.

Głowa  zaczęła mi dymić od zdenerwowania, absurdu, wszechobecnej paranoi po prostu nie wierzyłem, że to jest rzeczywistość, po czym Pani w czytelni z uśmiechem powiedziała:

Panie tu jest Polska tu się biznesów nie robi. Za dużo formalności.

Czaicie paradoks , Pani w urzędzie – przedstawicielka Państwa mówi, że tu się tego nie robi ehhh szkoda gadać.

W biurze podawczym wyciągnęliśmy kolejne numery telefonów informując Panie Halinki, że te co nam dały ostatnio nie działają. Poprosiliśmy o to żeby sprawdziły czy na pewno to co teraz składamy jest już ok i wróciliśmy do firmy pełni zwątpienia w nasze Państwo.

Wspólnik dzwonił nieskutecznie  codziennie do sądu aż w ten piątek udało nam się dodzwonić, nie zgadniecie co się dowiedzieliśmy –

PONOWNE ODRZUCENIE

Ponieważ Pani powiedziała, że telefonicznie nie może nam udzielić informacji o powodzie odrzucenia, nie czekając na awizo, które pewnie przyjdzie do nas w poniedziałek, po czym we wtorek będziemy mogli odebrać je z kiosku ruchu pojechaliśmy do sądu wyjaśnić sprawę.

Okazało się, że Pan referendarz doszedł do wniosku, że nie złożyliśmy jeszcze dokumentów dotyczących Rady Nadzorczej. Nie zauważył tego za pierwszym razem, zauważył to dopiero teraz. Gratuluję zdolności, ciekawe czy mają procedurę, która zauważy, że naraził skarb Państwa na stratę bo wysłał dwie niepotrzebne wysyłki, chociaż tych dokumentów nie było tam od początku. Tzn. de facto były bo złożyliśmy uchwałę firmy o powołaniu rady nadzorczej ale nie dołączyliśmy koniecznego formularza.

Oczywiście dołożyliśmy wszystkie formularze, ale znając nasze szczęście coś mu  (Referendarzowi) się jeszcze nowego nie spodoba i odrzuci nam ten wniosek po raz kolejny ehhh szkoda gadać.

Nie ma co się przejmować urzędnikami tylko po prostu robić swoje i mieć nadzieję, że to kiedyś będzie wyglądać normalnie, nawet nie dobrze, nie super. Normalnie i zgodnie ze zdrowym rozsądkiem to wszystko co chciałbym od „Przyjaznego Państwa”

I muzyczka na koniec, łatwo to się nie za zrobić nic.

 

Comments

comments

9 komentarzy

  • Piotr napisał(a):

    Tego nie da się czytać. Tyle literówek, błędów, że aż głowa i oczy bolą ;/.

  • Jacek napisał(a):

    Sytuacje, które opisujesz, zniechęcają mnie do myślenia o przejście na swoje. Mam nadzieję, że planujesz również optymistyczne wpisy. 🙂

  • Michał Korba napisał(a):

    Fakt strasznie dużo literówek, to co widzę poprawiłem. Sorki nastepnym razem zczytam to dokładniej, tym razem byłem mocno zmęczony i porą pisania i tematem postu.

  • Michał Korba napisał(a):

    Obowiązkowo, od teraz będzie tylko pozytywnie. Zaczynając wpis myslałem, że wyjdzie weselszy, taka tragi-komedia ale chyba zasmuciłem ludzi w poniedziałek rano. Obiecuje poprawę

  • Jacek napisał(a):

    Nie, spox. Wpis jest jak najbardziej ok ze względu na jego użyteczność (tj. wiem czego się spodziewać i na co zwracać uwagę).

    Ps. pomyśl o grafikach/fotkach głównych do wpisu (zwiększą Ci wskaźniki na FB, jak będziesz wrzucał zajawkę).

  • Michał Korba napisał(a):

    wiem muszę kilka rzeczy ogarnąć z tym blogiem od strony technicznej, ale z uwagi że na razie to bardziej hobbystycznie a skupiam się na iWisherze to trudno mi wygospodarowac na to czas

  • Jacek napisał(a):

    Czaję. To nic super pilnego, raczej rada na przyszłość. Generalnie najważniejsza jest to, że piszesz ciekawie, z sensem i regularnie. Na obrazki przyjdzie czas później.

  • Robert Pascal napisał(a):

    To prawie jak u mnie 🙂 teraz już „przyjemność” kontaktu z sądem poszła w zapomnienie, ale również miałem lekko pod górkę kiedy starałem się o rejestracje w KRS, NIP, Regon itd.. na szczęście to już za nami :).
    Aż do momentu kiedy przyjdzie potrzeba nanieść zmiany w KRS 🙂

  • […] przeprawach o których pisałem we wcześniejszej notce udało nam się pokonać przytłaczającą biurokrację i w końcu uzyskać upragniony  NIP, […]

Powiązane posty: