Jakiś czas temu podjąłem decyzje o tym, że chcę tworzyć nowy internetowy biznes o bardzo dużym potencjale do skalowania ale jednocześnie dużym ryzyku niepowodzenia projektu czyli start-up. Definicji start-upu jest jest kilka, Wikipedia podaje np :
Start-up – przedsiębiorstwo lub tymczasowa organizacja stworzona w celu poszukiwania modelu biznesowego, który gwarantowałby jej rozwój. Przedsiębiorstwa te mają zwykle krótką historię, są w fazie rozwojowej i aktywnie poszukują nowych rynków
Według mnie jednak to nie poszukiwanie modelu biznesowego, jest kluczowe a wysokie ryzyko tego przedsięwzięcia oraz potencjał bardzo wysokich zysków. To właśnie te potencjalne wysokie zyski przyciągają do tej branży inwestorów, którzy są w stanie wyłożyć kasę na coś co tak naprawdę nikt nie wie czy się uda.
Środowiska start-upowe są oczywiście najsilniejsze w Dolinie Krzemowej, a jak wyglądają obrazuje świetnie serial Silicon Valley. W Polsce od kilku lat również widać, że takie środowisko pojawiło się i istnieje. Ponieważ Polska jest krajem miodem i hejtem płynącym sformułowanie start-up nabrało wielu negatywnych konotacji. Nie rozwodząc się nad tym czy zarzuty kierowane pod adresem tej grupy społecznej są słuszne czy też nie każdy może sobie wyobrazić „stereotypowy obraz” polskiego start-upowca.
Ma on MacBooka, jada burgery, lubi dobrą kawę z hipsterskiej kawiarni, uruchamia betę, buja się po branżowych konferencjach i generalnie chciałby być znany jak Michał Sadowski i jego Brand24.
W Lublinie środowisko start-upowe przez wiele lat nie istniało, branża interaktywna czy reklamowa istniała jak najbardziej, średnie i duże firmy IT funkcjonowały tutaj od wielu lat, a w ostatnim okresie pojawiło się ich tu całkiem sporo, ale środowisko start-upowe nie dawało o sobie znać. Były barcampy: NETDay który ewoluował w LublinIT aby ostatecznie stać się Lubcampem, przychodzili tam ludzie pokazywali swoje pomysły na biznes, ale w większości byli to przedstawiciele agencji interaktywnych, albo podmioty w dużym skrócie oferujące usługi z zakresu IT, firm start-up-owych oferujących własny produkt było bardzo mało. Jeżeli miałbym wskazać jakiś start-up pochodzący z Lublina, który faktycznie jest rozpoznawalny na scenie ogólnopolskiej to jedyna firma, która mi przychodzi do głowy to Evenea.
Tymczasem pod koniec zeszłego roku coś się stało, sam nie wiem co, ale nagle drgnęło. Pojawił się program finansujący innowacyjne projekty Innova Invest, otworzył się akcelerator przedsiębiorczości Business Link oraz kilka innych, Inkubator Technologiczny mieszczący się przy Parku Naukowo Technologicznym zmienił prowadzącego. Pojawiły się ogólnopolskie imprezy takie jak Aula Lublin, a w niedługim czasie również Start-up Weekend. I co najważniejsze pojawiło się środowisko, które chce tworzyć te internetowe biznesy o wysokim stopniu ryzyka ale i bardzo dużym potencjale rozwoju. Bardzo cieszę się, że mogę uczestniczyć w tym zamieszaniu i gdy czasem jest okazja dorzucić swoją cegiełkę.
Ale wracając do tematu tego wpisu, jaki jest obraz lubelskiego Start-upowca? W trakcie otwarcia Business Link-a, rozmawiając z Michałem Pukaczem, współtwórcą start-upu Landing Harbor, oraz firmy Janusze Internetu która tworzy gry na urządzenia mobilne, oraz Tomkiem Małeckim, prezesem LPNT oraz moim wspólnikiem w iWisherze Łukaszem Wasilikiem, wymyśliliśmy dwa podstawowe atrybuty takiego lubelskiego start-upowca Cebularz i Maślanka.
Żeby zrozumieć jak silna symbolika stoi za cebularzem i maślanką konieczna jest głębsza refleksja. W Shreku (takiej bajce dla dzieci, która bawi bardziej dorosłych) jest taka scena gdzie tytułowy Shrek tłumaczy swojemu kompanowi Osłowi, o tym jak specyficzne są ogry.
Shrek : Wiesz Ośle, ogry są jak Cebula.
Osioł: Śmierdzą?
Shrek: Tak, tzn Nie!
Osioł: Powodują płacz?
Shrek: Nie!
Osioł: Jak zostawisz je na słońcu to robią się czarne?
Shrek: Nie, Cebula ma warstwy i ogry też mają warstwy!
scena w angielskiej wersji językowej
Lubelscy start-upowcy może i z urody przypominają Shreka, a cebularze mają bardzo dużo wspólnego z cebulą, ale to nie dlatego przywołałem tą historię.
Lublin przez wielu mieszkańców tego pięknego miasta jest uważany za Polskę B, miejsce gdzie mało się zarabia, wszystko jest beznadziejne i ogólnie padaka. Tymczasem Lubelscy start-upowcy jak człowieczek z popularnego mema, trzymając balonik mają na to centralnie wyjebane.
Są dumni z tego skąd pochodzą i pomimo, że mają świadomość że inne ośrodki jak Wrocław czy Trójmiasto są bardziej rozwinięte, nie uważają tych miejsc jako lepsze. Shrek wie, że nie jest ciastkiem, wie że jest cebulą.
Nasz cebularz jest unikalny bo jest nasz, i pomimo że może nie jest tak pachnący i słodki jak np świętomarcińskie rogale z Poznania, to nadal jest zajebisty.
Nie wiem czy wszyscy czytający ten wpis załapią, o co mi chodzi, ale mam nadzieję, że przynajmniej niektórzy 🙂
Ponieważ we wszystkich wpisach dodawałem kawałek muzyczny, to i dzisiaj nie może być inaczej.
W bardzo lubelskim klimacie: